Parę słów
o tym jak powstał Teatr
"MIREK SPOKOJNIE
Wszystko zaczęło się w 2007 roku, gdy proboszczem parafii pod wezwaniem św. Jana Kantego w Stryszowie został ks. Zbigniew Kaleciak. Jedną z jego pierwszych inicjatyw było założenie Grupy Apostolskiej, którą podzielił na różne sekcje. Do prowadzenia teatralnej wybrał piętnastoletniego wówczas Mirka Płonkę. – Byłem wtedy po rekolekcjach w Bukowinie Tatrzańskiej, połączonych z warsztatami teatralnymi prowadzonymi przez Marcina Kobierskiego, aktora Teatru Bagatela w Krakowie. Zaczęliśmy od tradycyjnych jasełek, ale drugim naszym spektaklem było kontrowersyjne misterium wielkopostne, którego akcja rozgrywała się w dwu planach czasowych. Z jednej strony w okresie pojmania, skazania i egzekucji Chrystusa, a z drugiej we współczesnej Jerozolimie, gdzie archeolodzy odkrywają domniemany grób Mesjasza z jego cielesnym szczątkami – opowiada Mirosław Płonka.
Jak wspomina, wówczas pracował jeszcze na gotowych scenariuszach, które dostarczał mu proboszcz, ale od początku był odpowiedzialny za całokształt widowiska – koncepcję artystyczną, dobór aktorów do ról i ich przygotowanie. Już od pierwszych prób chciał uwrażliwiać młodych ludzi na słowa, które wypowiadają i gesty, które wykonują. – Ksiądz mnie hamował. Mówił: „Mirek, spokojnie, oni dopiero pierwszy raz czytają swoje role. Na wszystko przyjdzie czas” – śmieje się młody reżyser".
"FAJNY TEATR ROBISZ
Pierwszy spektakl według własnego scenariusza, zatytułowany „Dziecię Róży”, Mirosław Płonka zrealizował w 2010 roku. Jego bohaterem był patron Teatru Młodych, Sługa Boży ojciec Rudolf Warzecha, który zasłynął jako kapłan niezwykle wrażliwy na potrzeby ludzkie, spieszący na pomoc najbardziej potrzebującym. Wielu mieszkańców powiatu wadowickiego z sentymentem wspomina zakonnika z czasów, gdy pełnił on posługę kapelana w szpitalu w Wadowicach. Mirosław Płonka też go spotkał, choć nie może tego wydarzenia pamiętać, ponieważ był wtedy kilkudniowym bobasem. Jego mama opowiadała, że gdy opuszczała porodówkę trzymając go w ramionach, ojciec Rudolf podszedł do niej, wziął maleństwo na ręce i wyszeptał mu coś do ucha.
– Scenariusz przeleżał dwa lata w szufladzie, zanim odważyłem się pokazać go Marcinowi Kobierskiemu. To były zaledwie dwie kartki formatu A4 pokryte ręcznym pismem. Aktor ocenił, że to fajny, nieprzegadany materiał – mówi Mirosław Płonka. Spektakl został bardzo dobrze przyjęty, również przez osoby, które znały o. Rudolfa Warzechę. – Jeden z jego przyjaciół zaskoczył mnie słowami: „niesamowite jest to, żeś wydobył z niego świętość” – wspomina młody stryszowianin. Ważnym etapem w rozwoju jego sztuki reżyserskiej był kontakt z aktorką Teatru Ludowego w Krakowie Renatą Nowicką-Mastek, którą Mirosław Płonka spotkał najpierw w czasie jednego z przeglądów teatralnych, a później podczas rekolekcji. Dostał od niej wiele cennych uwag, choć nie ukrywa, że z początku przyjmował je niechętnie.
– Byłem strasznie na nią obrażony, bo człowiek nie lubi, gdy się go poprawia. Jednak później jej wskazówki wykorzystałem w przedstawieniu „Owoc katyńskiej ziemi”. Niesamowitą zapłatą za moje ustępstwo była rekcja dawnych kolegów z gimnazjum, których spotkałem w Zespole Szkół imienia Tischnera w Wadowicach, gdzie między innymi wystawialiśmy ten spektakl. Podeszli do mnie i powiedzieli: „Nic nam nie mówiłeś, że taki fajny teatr robisz”. Zrozumiałem wtedy, iż czasem trzeba się ukorzyć i posłuchać kogoś mądrzejszego – mówi Mirosław Płonka. Od tego momentu działalność Teatru Młodych nabrała rozpędu, a publiczność z coraz większym zdumieniem przyjmowała kolejne jego produkcje. Nie był to lekki repertuar, typowy dla młodzieżowych grup teatralnych. Każdy spektakl poruszał serca, skłaniał do zadumy".
FRAGMENTY WYWIADU DLA "KRONIKI BESKIDZKIEJ", AUTOR: Edyta Łepkowska